Seventeen Wonwoo x Ty
- Nienawidzę cię, rozumiesz?! – krzyczałaś, a łzy całkowicie
zamazywały ci pole widzenia. – Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, o co
mnie prosisz?! Chcesz, żebym przychodziła tu do ciebie codziennie i patrzyła
jak powoli umierasz, ba, żebym przekonała lekarzy, żeby pozwolili ci popełnić
samobójstwo!!! Nie zgadzam się, słyszysz?!!!!
- Podjąłem już decyzję, ______, nie zmienisz tego –
odpowiedział cicho Wonwoo, wciąż patrząc ci prosto w oczy.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego koniecznie pod pozorem chronienia
mnie chcesz mnie zabić?!
- Przecież wiesz, że to i tak prędzej czy później by się
stało.
- Ale nie w taki sposób! – krzyknęłaś, trzaskając drzwiami. Szyba,
z której były wykonane pokryła się pajęczyną rys i pęknięć, ale nawet tego nie
zauważyłaś.
Wybiegłaś na szpitalny parking, z furią odpięłaś od stojaka
swój rower i popedałowałaś pod wiatr. Udało ci się ochłonąć na tyle, żeby nie
wpaść pod żaden samochód. W domu pobiegłaś prosto do swojego pokoju, gdzie
skuliłaś się na łóżku.
Wonwoo poznałaś nieco ponad rok temu, kiedy jako
wolontariuszka trafiłaś do szpitala. Chorował na nieznaną do tej pory lekarzom
chorobę, która początkowo pozornie nie dając żadnych objawów wyniszczała go od
środka. Po pewnym czasie zaczęły się ataki, nagłe paraliże niektórych części
ciała, spadek odporności. Spędzałaś z nim więcej czasu, niż z jakimkolwiek
innym pacjentem, chociaż początkowo zupełnie nie tolerował twojej obecności. Nie
chciał nikogo widywać, leżał na łóżku i patrzył w ścianę. Pielęgniarki straszyły,
że jeśli przestaniesz przychodzić, to już zupełnie nie dadzą sobie z nim rady.
Sytuacja nieco poprawiła się wiosną. Wonwoo został wypisany
do domu, bo ataki stały się rzadsze, a jego stan psychiczny się poprawił. Mimo to
lekarze na odchodnym powiedzieli ci, że nie są w stanie nic dla niego zrobić,
że wszelkie metody leczenia są eksperymentalne i tak naprawdę tylko mogą, ale
wcale nie muszą opóźnić kolejne ataki. Zresztą Wonwoo doskonale zdawał sobie z
tego sprawę.
Któregoś majowego popołudnia, kiedy siedzieliście obok
siebie w parku, ty na ławce, a chłopak na wózku, bo jego wymęczone mięśnie nie
działały tak, jak powinny, Wonwoo powiedział ci, jak wiele zmieniłaś w jego
życiu. Opowiedział ci o tym, jak swoją chorobę potraktował jak wyrok i już był
o krok od poddania się, kiedy pojawiłaś się przynosząc ze sobą promyk nadziei. Dzięki
tobie na moment uwierzył, że jeszcze wszystko może być dobrze. Oboje wiedzieliście,
że zaraz potem okazało się, że organizm Wonwoo ma tendencję do przyzwyczajania
się do kolejnych kuracji, dlatego trzeba wciąż szukać innych, ale wtedy liczyła
się chwila.
Doskonale pamiętałaś dzień, kiedy pierwszy raz cię pocałował.
Długo odwlekał ten moment, tłumacząc się potem troską o ciebie. Taka już była
jego natura, zawsze najpierw myślał o innych.
Aż do dzisiaj.
Zdawałaś sobie sprawę z tego, że jego stan psychiczny
ostatnio się pogorszył. Zaczęło cię nawet niepokoić to, w jaki sposób lekarze
patrzyli na ciebie, kiedy wypytywałaś ich, czy Wonwoo może sobie teraz pozwolić
na dłuższy wyjazd. Najwidoczniej oni dowiedzieli się dużo wcześniej niż ty.
Dzisiaj od rana chłopak zachowywał się inaczej niż zwykle. Przyglądał
ci się uważniej, jakby usiłując wybrać jak najdogodniejszy moment.
- ______, musimy porozmawiać... – zaczął dość późnym
popołudniem, kiedy już właściwie zbierałaś się do wyjścia.
- Co się stało? – spytałaś, siadając obok niego na łóżku.
- Tylko błagam, wysłuchaj mnie do końca. Ja... postanowiłem
przerwać leczenie—
- Co?! – miałaś nadzieję, że się przesłyszałaś.
- Nie chcę być dłużej królikiem doświadczalnym. Oboje dobrze
wiemy, że to co tutaj ze mną robią – szerokim gestem wskazał szpitalne
otoczenie – to tak naprawdę są testy. Nikt nie wie jak zadziałają...
- Ale Wonwoo, bez tego—
- Wiem. Umrę. – spojrzał ci spokojnie w oczy. – Przecież wiesz,
że to i tak by się stało. Nie mam już siły znosić kolejnych prób, nie chcę
nigdy więcej widzieć smutku w twoich oczach po rozmowie z lekarzami.
- Dlaczego? – zdołałaś tylko wykrztusić.
- Jesteś piękna, a ja nie mam prawa marnować ci życia –
odgarnął ci włosy za ucho. – Beze mnie mogłabyś—
- Nie chcę bez ciebie! Nie chcę, rozumiesz?! – krzyknęłaś. –
Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że mogłabym żyć bez ciebie?!!
- Dasz sobie radę, musimy tylko przekonać lekarzy—
- Dlaczego jesteś takim egoistą, Wonwoo? – wciąż krzyczałaś.
– Dlaczego myślisz tylko o sobie?!
- Jestem już zmęczony, ______. Nie mam siły tak dłużej żyć –
nagle wydał ci się bardzo stary. Pociemniało ci przed oczami.
Parę minut później biegłaś
szpitalnym korytarzem, zostawiając za sobą potłuczone szkło i wpatrującego się
tępo w ścianę chłopaka.
***
- Nie wrócę tam do niego, Boram – cała zagrzebałaś się w
kocu. Bardzo potrzebowałaś rozmowy z kimś, kto cię zrozumie i twoja starsza
siostra wydawała się do tego idealna. Chociaż z chwili na chwilę zaczynałaś w
to wątpić.
- Kochasz go? – spytała teraz. Przez moment chciałaś się
rozłączyć.
- Tak, ale nie mogę na to spokojnie patrzeć. Przecież Wonwo
chce, żebym asystowała przy jego śmierci – głos ci się załamał.
- Jeżeli go kochasz, to nie możesz go tak zostawić –
oznajmiła pewnym tonem.
- Mam patrzeć jak umiera?
- Jeśli nic innego nie możesz dla niego zrobić to tak –
Boram nigdy nie grzeszyła delikatnością. Milczałaś długo licząc, że może jednak
to ona przerwie połączenie.
- Przyjedziesz do mnie? – spytałaś w końcu.
- Przyjadę – westchnęła. – Tylko się nie załamuj. Wonwoo nie
potrzebuje teraz beksy – przypomniała.
- A skąd ty możesz wiedzieć, czego on potrzebuje –
prychnęłaś, rozłączając się.
Za to właśnie kochałaś Boram.
***
- Zamieszkaj u nas na jakiś czas – mama Wonwoo złapała cię
przy drzwiach, kiedy już wychodziłaś. I to dosłownie złapała, bo teraz twój
nadgarstek znajdował się w jej żelaznym uścisku. Widziałaś jednocześnie desperację
i przerażenie w jej oczach.
Po chwili wahania pokiwałaś głową.
- Od jutra? – kobieta potwierdziła, puszczając twoją rękę.
***
Mijały dni. Byłaś dzielna tak, jak obiecałaś, dopiero
wieczorami w łazience pozwalałaś, by bezgłośne łzy swobodnie spływały po twojej
twarzy. Przy ludziach byłaś oazą spokoju i optymizmu.
Nie siedzieliście cały czas w domu, staraliście się wychodzić
tak często, jak tylko pozwalało na to samopoczucie Wonwoo. Każdego dnia
śmialiście się razem, rozmawialiście, próbowaliście nowych potraw,
zwiedzaliście... Byłoby idealnie, gdyby nie wisząca w powietrzu między wami
perspektywa czegoś nieuchronnego.
Zycie toczyło się dalej, musiałaś wrócić do pracy. Każdego dnia
rano żegnałaś się z Wonwoo i spędzałaś te kilka godzin bez niego, a potem
biegłaś do domu z drżeniem serca.
Jeszcze przez jakiś czas wszystko było w porządku.
***
Jesienny ranek był jeszcze cichszy i pogodniejszy niż
zwykle. O dziwo ty też obudziłaś się wyjątkowo spokojna, przynajmniej z pozoru.
Czułaś, jakby twoje serce rozdzierało się tego dnia jeszcze boleśniej niż
zwykle, ale takich rzeczy przecież nie widać.
Twój pokój sąsiadował z pokojem Wonwoo, więc wciąż w piżamie
przemknęłaś na palcach po zimnej podłodze. Zatrzymałaś się przy jego łóżku. Spał
spokojnie, blady i dziwnie kruchy. Odgarnęłaś mu włosy z czoła.
- Już wstałaś? – spytał cicho, nie otwierając oczu.
- Obudziłam cię? – odpowiedziałaś pytaniem.
- Tylko trochę – spojrzał na ciebie. Jakiś blask w jego
oczach dziwnie cię zaniepokoił, ale błyskawicznie zdusiłaś w sobie tą myśl. –
Poleżysz ze mną? – odsunął lekko kołdrę. Znowu coś zakłuło cię w sercu, kiedy
obserwowałaś, z jakim trudem się porusza.
Bez słowa wślizgnęłaś się pod okrycie, przytulając się do
jego boku.
- Kocham cię, wiesz? – chyba pierwszy raz powiedział to tak
wprost.
- Ja ciebie też – wyszeptałaś, przywierając do niego
mocniej.
Jego serce wciąż biło miarowo, tak jak zawsze. Zasłuchana w
jego rytm, zasnęłaś.
***
Obudziła cię cisza. Całkowita cisza, bez żadnego ruchu,
żadnego dźwięku. Przez chwilę szukałaś odpowiedniego określenia. Właśnie,
martwa cisza.
- Wonwoo... – podniosłaś się na łokciu. – Wonwoo? – ciągle spał.
– Wonwoo. – potrząsnęłaś nim lekko. Nic. – Wonwoo! – zawołałaś ostatni raz. Po twoim
policzku spłynęła pierwsza łza. I kolejna. Całe morze.
Skuliłaś się i łkałaś na jego wypełnionej ciszą piersi.
Zostawił cię.
***
***
Nie byłaś sama. Nawet przez moment nie zostałaś sama.
Znowu była piękna, pogodna jesień. Kolejna już, a ty wciąż
czułaś obecność Wonwoo obok siebie.
Kolorowe liście na drzewach przypominały ci wasze wspólne
spacery. Prześwitujące przez nie promienie słońca grzały jak ciepło jego rąk. Delikatnie
szumiący w parkowych alejkach wiatr brzmiał jak jego szept.
Nauczyłaś się znowu uśmiechać.
Suuupiii! I tak w ogóle to zostałaś kochana nominowana! http://kolejnekpopowescenariusze.blogspot.com/2016/08/lba.html?m=1 pozdrowienia~ Bomi ❤
OdpowiedzUsuń