sobota, 9 lipca 2016

Twoja wina

MYNAME Seyong x ty

 

Zirytowana kolejny raz włączyłaś drzemkę w budziku i schowałaś twarz w poduszkę z nadzieją, że uda ci się zapomnieć ostatnie sekundy snu. To bolało jak cholera, ale z drugiej strony tamte wspomnienia były chyba najważniejszą częścią ciebie.
Skuliłaś się pod kołdrą. W twoich uszach znowu rozległ się radosny śmiech Seyonga, a pod powiekami pojawił się jego szeroki uśmiech.
Gdyby tylko tamte chwile mogły wrócić...
***
Tamtego dnia po południu padał deszcz, ale to nie było ważne, bo asfalt zdążył już wyschnąć. Była trzecia nad ranem, jechaliście przez pola wracając od dziadków Seyonga. Chłopak na siedzeniu obok ciebie żartował i próbował śpiewać w rytm lecącej w radiu amerykańskiej piosenki.
Znaliście się od dziecka, potem razem przeprowadziliście się do Seulu, on do swojej wytwórni, a ty na studia. Teraz czasami odwiedzaliście razem swoje rodziny. Nie wyobrażałaś sobie życia bez niego – swojego najlepszego przyjaciela, niemal starszego brata.
Droga była równa i prosta, więc nie ograniczałaś zbytnio prędkości.
Nagle tuż przed wami pojawił się jeden jedyny samochód. Z kierowcą najwyraźniej coś było nie tak, bo jechał popisowym slalomem, od jednej krawędzi drogi do drugiej.
Na waszej wysokości auto znowu odbiło w stronę środka asfaltu. Nie miałaś żadnych szans, żeby zmieścić się obok niego. Aby uniknąć zderzenia czołowego, skręciłaś gwałtownie w prawo.
Pobocze było nierówne. Samochodem zarzuciło i z całą prędkością ponad 80 km/h uderzyliście w drzewo.
Śmiech Seyonga momentalnie się urwał. Chwilę potem straciłaś przytomność.
***
Ocknęłaś się widząc nad sobą szarzejące niebo. Wciąż siedziałaś w samochodzie, ale teraz nie miał on dachu. Spróbowałaś spojrzeć na siedzenie obok siebie, ale nie mogłaś się ruszyć.
Dookoła kręciło się sporo ludzi, po strojach poznałaś, że byli to strażacy. Podsłuchałaś rozmowę dwóch z nich.
- Co z tą cholerną karetką? Przecież chłopak zaraz się wykrwawi. To cud, że w ogóle jeszcze żyje.
- Podobno są w drodze. A co z dziewczyną?
- Nieprzytomna, czekamy na lekarzy, żeby ocenić stan kręgosłupa i wtedy się nią zajmiemy.
- Miała więcej szczęścia niż on...
Wtedy zaczęłaś krzyczeć.
***
Kiedy znowu się obudziłaś, nad tobą palił się regularny szereg białych żarówek energooszczędnych. W dalszym ciągu nie mogłaś się poruszyć, ale tym razem zamiast samochodowego siedzenia czułaś miękki materac i delikatną bawełnianą pościel. Otaczał cię krąg zaawansowanych technologicznie maszyn, ale poza tobą w pomieszczeniu nikogo nie było.
Długo później powiedzieli ci, że oboje przeżyliście. Odetchnęłaś z ulgą na tyle, na ile pozwolił ci na to kłujący ból w klatce piersiowej. Na tym jednak dobre wiadomości się kończyły. Seyong w dalszym ciągu był nieprzytomny i lekarze nie dawali mu zbyt dużych szans na szybkie wybudzenie. To, co powiedzieli później brzmiało jak wyrok: jeśli w ogóle kiedyś się obudzi, to już nigdy nie będzie mógł chodzić.
Leżałaś na szpitalnym łóżku i w twojej głowie podczas wielu bezczynnych dni i bezsennych nocy brzmiało tylko jedno zdanie: „To twoja wina”.
***
Tymczasem twoje ciało chyba postanowiło zrobić na złość twojej psychice. Popękane żebra zrosły się błyskawicznie, tak samo jak złamana noga i ręka, liczne skaleczenia szybko się zagoiły... Rehabilitacja przebiegała pomyślnie i wkrótce lekarze nie mieli już po co dłużej trzymać cię w szpitalu. Na pożegnanie wręczyli ci jeszcze skierowanie na szereg wizyt u psychologa.
Pierwszy raz stanęłaś w drzwiach Sali, w której leżał Seyong jakiś tydzień później. Na początku prawie go nie poznałaś. Był bardzo blady i schudł chyba o połowę, ale poza tym wyglądał jakby spał. Bałaś się podejść bliżej do łóżka i pewnie byś tego nie zrobiła, gdyby nie pielęgniarka, która spytała dlaczego stoisz w drzwiach.
Od tego dnia zjawiałaś się w szpitalu codziennie. Początkowo nie wiedziałaś czy powinnaś rozmawiać z nieprzytomnym chłopakiem, ale w końcu przyzwyczaiłaś się do wygłaszania cichych monologów. Patrząc każdego dnia na bladą twarz Seyonga zrozumiałaś, jak ważny on dla ciebie był i że jeśli się nie obudzi, to już nigdy nie będziesz w stanie normalnie funkcjonować.
***
Byłaś wykończona. Od kilki tygodni spałaś po zaledwie 3-4 godziny i miałaś wrażenie, że znowu tracisz kontrolę nad własnym życiem. Ledwo weszłaś do Sali, w której leżał Seyong i dotknęłaś jego dłoni, a z twoich oczu popłynęły łzy zmęczenia i bezradności. Usiadłaś na podłodze obok łóżka i częściowo położyłaś się na materacu obok chłopaka.
Niedługo potem zmęczona zasnęłaś.
Obudziłaś się czując dotyk czyjejś dłoni na twoich włosach. Serce zabiło ci szybciej. Takie rzeczy zdarzały się tylko w dramach.
Obok łóżka stała pielęgniarka i przyglądała ci się zaniepokojona.
- Zrobiło się późno, nie mogliśmy cię dobudzić – odezwała się. – Odwieźć cię do domu?
- Dziękuję, mam blisko, przejdę się – odpowiedziałaś.
Od dnia wypadku nie wsiadłaś do samochodu.
***
Mijały dni i tygodnie, życie nie mogło stać w miejscu.
Pewnego popołudnia w szpitalu powitało cię ogromne zamieszanie. Po raz kolejny bałaś się wejść do sali, w której leżał Seyong. Niepewnie podeszłaś do szyby oddzielającej ją od korytarza.
Zatrzymałaś się jak wmurowana. Chłopak, którego przez kilka długich miesięcy dzień w dzień odwiedzałaś, teraz siedział o własnych siłach, otoczony poduszkami. Musiałaś odetchnąć głęboko, zanim zdecydowałaś się wykonać kolejny krok.
- Dzień dobry... – odezwałaś się cicho.
- ______, bałem się, że dzisiaj nie przyjdziesz – jego głos był delikatnie zachrypnięty. Miałaś ogromną ochotę się rozpłakać.
- To znaczy, że słyszałeś mnie każdego dnia? – pokiwał głową. – Codziennie?
- Z jakiegoś powodu tu teraz jestem.
Nie miałaś siły dłużej walczyć ze łzami. Mimo podglądających was przez szybę lekarzy i pielęgniarek usiadłaś na podłodze kładąc głowę na kolanach Seyonga. Tym razem już na pewno on głaskał cię po włosach.
***
Kiedy pierwszy raz wsiadłaś z Seyongiem do samochodu, kompletnie spanikowałaś, mimo że to nie ty siedziałaś za kierownicą. Z czasem było jednak tylko lepiej. Ty musiałaś przezwyciężyć swoje lęki i on musiał przezwyciężyć swoje.

I w końcu nadszedł też ten dzień, kiedy wybraliście się na pierwszy prawdziwy wspólny spacer. Bez wózka inwalidzkiego i bez kul.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz