C-CLOWN Rome x Ty
Potrząsnęłaś energicznie puszką z czerwonobrązową farbą i
rozpyliłaś jej trochę na konturach powstającego właśnie na murze rysunku.
Podobało ci się dzisiejsze dzieło, im więcej ćwiczyłaś, tym lepsze graffiti ci
wychodziło. Teraz pozostało tylko nie zniszczyć go zbędnymi detalami.
Odsunęłaś się kawałek, żeby ocenić swoją pracę. Nie
spojrzałaś za siebie i niespodziewanie wpadłaś na kogoś plecami. Podskoczyłaś
przerażona.
Nigdy nikomu nie mówiłaś o swoich nocnych eskapadach, nie
chciałaś ich z nikim dzielić. Nie bez znaczenia pozostawał też fakt, że były
one całkowicie nielegalne.
Tymczasem przed tobą stał chłopak mniej więcej w twoim
wieku, z lekko potarganymi włosami i błyszczącymi czarnymi oczami. Teraz
przekrzywił nieco głowę i również oceniał twój rysunek.
- Niezłe, ale tutaj dałbym więcej czarnego – wskazał na lewy
dolny róg.
Miałaś ochotę prychnąć ze złością, ale powstrzymałaś się.
Znawca czy nie, w tym momencie był dla ciebie sporym zagrożeniem.
- Co tak patrzysz, daj mi spray to poprawię – przypomniał o
sobie chłopak, kiedy nie doczekał się żadnej reakcji.
- Kim jesteś? – spytałaś zamiast tego.
- Mówią na mnie Rome – odpowiedział. – I nie myśl sobie, że
widzę cię dzisiaj pierwszy raz. Zauważyłem, że ktoś podkrada mi mury.
Czy on właśnie zasugerował ci, że sam też zajmuje się
mazaniem po ścianach? Chociaż z drugiej strony raczej bez powodu nie zapuściłby
się o tej porze w te okolice.
- Dasz mi tą farbę czy będziesz tak stała? – dopominał się
chłopak.
Nie miałaś w zwyczaju dużo mówić, dlatego sięgnęłaś tylko do
plecaka po odpowiednią puszkę i podałaś mu ją.
Od tamtej pory minęło trochę czasu, a mimo to wciąż niby
„przypadkiem” wpadaliście na siebie. Każde z was tworzyło inne obrazy, które
razem dopełniały się i tworzyły intrygującą całość. W końcu zaczęliście umawiać
się na wspólne rundki po mieście i nadszedł moment, kiedy nie wyobrażałaś już
sobie malowania bez niego.
Tym razem postanowiliście wypróbować nowy rodzaj farb. Noc
była wyjątkowo ciepła i ciemna, nigdzie nie było widać nawet bezdomnych kotów,
które od czasu do czasu wam towarzyszyły. Szliście obok siebie aż do muru, na
którym kilka nocy wcześniej zaczęliście tworzyć kolejne dzieło. Nie staraliście
się ich wartościować, malowaliście zazwyczaj to, co akurat czuliście.
Zaczęłaś właśnie rozkładać puszki, kiedy w oknie nad wami
pojawił się pojedynczy niebieski refleks. Zaraz po nim mignął kolejny i
następny, i następny...
- ______ - odezwał się półgłosem Rome. Rzadko kiedy zdarzało
się wam rozmawiać, zatem musiało dziać się coś naprawdę ważnego. – Chyba
będziemy musieli się zwijać...
Chciałaś zaprotestować, ale do widocznych już wyraźnie na
ścianach błękitnych świateł dołączył coraz głośniejszy dźwięk wyjącej syreny
policyjnej.
Nie mieliście ani chwili do namysłu. Porozstawiane puszki
zostały pod ścianą niczym niemi świadkowie zbrodni, a wy rzuciliście się pędem
w kierunku przeciwnym do nadjeżdżających samochodów. W ostatniej chwili udało
ci się złapać plecak.
Długo biegliście, ale policjantom najwyraźniej bardzo
zależało na złapaniu autorów graffiti, bo ciągle jechali za wami. Właśnie
pomyślałaś, że nie dasz rady już dłużej biec i chyba będziesz musiała pozwolić,
by cię złapali, kiedy Rome niespodziewanie chwycił cię za rękę i pociągnął
gdzieś w ciemną, boczną uliczkę.
Dyszałaś ciężko, a tymczasem policjanci zdecydowali się
wysiąść z samochodów i przeczesać teren. Byli tuż obok.
Przez głowę przemknęła ci absurdalna myśl, że być może twoja
mama, gdyby się kiedykolwiek dowiedziała, nie byłaby tą sytuacją zachwycona.
Oto stałaś w bocznym zaułku, otoczona policją, przyciśnięta do ściany przez
chłopaka, o którym wiedziałaś tylko tyle, że znajomi nazywają go Rome, a który
w dodatku właśnie zasłaniał ci usta dłonią, żebyś nie wydała z siebie żadnego
dźwięku. Sytuacja raczej niezręczna.
Dlatego też nie mogłaś dać się złapać. Twój tata, z którym
mieszkałaś po wyprowadzce mamy, wprawdzie bardzo cię kochał, ale za to
kompletnie nie rozumiał.
Nie masz pojęcia jak długo tak staliście, grunt, że gliny
wreszcie znudziły się bezowocnymi poszukiwaniami i na tę noc dały sobie spokój.
Świtało, kiedy wyszliście z wąskiej uliczki.
- Zrobiło się groźnie, chyba powinniśmy na jakiś czas
przestać malować – odezwał się Rome, kiedy mieliście rozstać się w tym samym
miejscu co zwykle, w bezpiecznej odległości od twojego domu.
- Mam przestać cię widywać? – wyrwało ci się.
- Tego nie powiedziałem. Znajdę cię – oznajmił, odwracając
się na pięcie i idąc w swoją stronę.
Parę następnych dni nie miało większego znaczenia, noce też
stały się o wiele spokojniejsze. Praktycznie poza szkołą nie ruszałaś się z
domu.
Mimo to miałaś problemy z jedzeniem i spaniem, zdarzało ci
się zamyślać na dłuższe chwile albo zapominać o najprostszych rzeczach. Od
odejścia mamy dzielnie się trzymałaś, jak głaz bez uczuć czy emocji, ale teraz
chyba zaczęło się to zmieniać.
Tego szaroburego, wietrznego popołudnia znowu nic nie
układało się tak, jak chciałaś. Liczyłaś na lepszą pogodę i dlatego ubrałaś się
w cieńszą kurtkę niż powinnaś, a do tego ostatnia lekcja nieco się
przeciągnęła, więc nie miałaś szans by zdążyć na swój autobus. Następny był za
pół godziny, a to z kolei oznaczało, że prawdopodobnie spóźnisz się do pracy,
do której dopiero co cię przyjęli. Nic dziwnego, że humor ci nie dopisywał.
Wyszłaś ze szkoły przeklinając pod nosem i nie patrząc przed
siebie szybkim krokiem ruszyłaś w stronę przystanku autobusowego. Nie miałaś po
co się spieszyć, ale chciałaś w jakiś sposób wyładować negatywne emocje,
- Złość piękności szkodzi – usłyszałaś tuż obok.
- Zaraz tobie zaszkodzi – warknęłaś. Dopiero chwilę później
zorientowałaś się, kto był autorem tej „złotej myśli”. – R-rome?
- Ostrzegałem, że cię znajdę. Spieszysz się?
- Nie mam po co – westchnęłaś.
- To chodź, coś ci pokażę – powiedział, zabierając od ciebie
twoją torbę i ciągnąc cię za rękę w stronę przeciwną do przystanku
autobusowego.
Zagłębiliście się w bocznych uliczkach osiedla, na którym do
tej pory jeszcze nigdy nie byłaś. Teraz nie było już zupełnie żadnych szans,
żebyś zdążyła do pracy, ale jakoś przestało cię to martwić.
Kiedy się zatrzymaliście nie miałaś już zielonego pojęcia, gdzie
jesteś. Staliście przed murem od samej ziemi prawie do górnej krawędzi pokrytym
graffiti.
Ten rysunek był inny niż pozostałe, które do tej pory
tworzył Rome. Przedstawiał nienaturalny dzban z kwiatami: te po lewej były w pąkach
albo dopiero zaczynały kwitnąć, podczas gdy te po prawej więdły, usychały i
umierały. Nie przypominało to obrazu ani żadnego ze znanych ci stylów w sztuce,
a mimo to wiedziałaś, co autor chciał przekazać, widziałaś w tym jego serce,
jego myśli.
- Po lewej są chwile, które spędziłem z tobą, po prawej moje
życie kiedy ciebie nie ma – odezwał się cicho Rome. – Masz wybór, możesz zrobić
ze mną, co tylko chcesz.
Odwróciłaś się twarzą w jego stronę i spojrzałaś mu poważnie
w oczy.
- Biorę cały bukiet – podeszłaś krok bliżej. – Ideały są
nudne.
- A mimo to ty nie jesteś – uśmiechnął się chłopak,
przyciągając cię do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz