niedziela, 24 stycznia 2016

Zostań

VIXX Hongbin x Ty
- Pośpieszcie się, ewakuują szpital, musimy im pomóc! - zawołał na jednym wydechu Hakyeon, wyrywając cię ze snu.
Z cichym westchnieniem wstałaś z podłogi. Nie mogłaś już przypomnieć sobie, kiedy ostatnio udało ci się pospać dłużej niż dwie, góra trzy godziny. Za każdym razem zaczynał sie ostrzał albo gdzieś nagle potrzebowali sanitariuszek, albo po prostu budził cię kolejny koszmar.
Złapałaś swoją torbę, w której znajdowały sie ostatnie już czyste bandaże i ruszyłaś za wybiegającymi z budynku chłopakami.
To wszystko trwało już zdecydowanie za długo. Planowaliście dwa tygodnie, a tymczasem ganialiście sie tak już ponad miesiąc i nic nie zapowiadało rychłego końca walk. Wszyscy byliście wykończeni, a nadzieje na wygraną z każdą godziną malały coraz bardziej.
Parę minut później dotarliście do kamienicy, w której zorganizowano niewielki szpitalik polowy. Problem polegał na tym, że już w kilka godzin po założeniu przestał on być "niewielki" i teraz ranni leżeli nawet na korytarzach. Właściwie powinnaś tutaj pracować, ale zaraz po wybuchu powstania dostałaś rozkaz pozostania przy swoim oddziale.
Była was ósemka, Hakyeon, Wonsik, Taekwoon, Hongbin, Jaehwan i Sanghyuk oraz ty i Soorin, łączniczka. Do tej pory mieliście ogromne szczęście, bo poza przemęczeniem nic sie nikomu z was nie stało, jednak każdej nocy modliłaś się, by kolejny dzień nie okazał się dla któregoś z was ostatnim.
Dziewczęta pracujące w szpitalu szybko przydzieliły cię do opieki nad kilkunastoma rannymi. Wśród nich była kilkuletnia dziewczynka, poparzona i pokaleczona przez odłamki z ostatniej bomby. Po raz kolejny uderzyła cię myśl, że to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem, że tylko wywołaliście żądnego krwi potwora z jego legowiska, rozpoczynając tę walkę.
- ______ jesteś potrzebna przy noszach, musimy się stąd jak najszybciej zwinąć - poinformowała cię jedna ze znajomych z kursu sanitarnego.
- Mam ich zostawić? - spytałaś, wskazując na powierzoną ci gromadkę.
- Tam przydasz się bardziej - odpowiedziała w biegu dziewczyna.
Zamyśliłaś się na chwilę, po czym ruszyłaś we wskazanym kierunku. Nagle ktoś złapał cię za rękę.
- Będziemy osłaniać całą akcję, powinnaś do nas dołączyć - Hongbin patrzył na ciebie z niepokojem. Pokręciłaś głową.
- Nie mogę, ktoś musi wziąć rannych.
- Uważaj na siebie.
- Ty też - popatrzyłaś w oczy chłopaka. On był jedynym pewnym punktem zaczepienia w tym całym rozgardiaszu. Nie potrzebowaliście żadnych słów.
Hongbin odgarnął ci za ucho opadający na twarz kosmyk włosów i uśmiechnął się lekko. Za 5 minut mogliście zginąć, więc dlaczego nie chwytać chwili?
- Hongbin-ah~ - rozległ się zza ściany głos Wonsika. Wasz czas się skończył.
Pobiegłaś dalej. Tego popołudnia przeniosłaś pod kulami wielu rannych i wiele cennych dla szpitala przedmiotów, mając w głowie ciągle tylko jedną myśl: żeby nic się nie stało.
***
Kończył się drugi miesiąc powstania. Codziennie coraz więcej krwi, codziennie coraz mniej walczących. Ze względu na postrzelone ramię Hakyeona, dowództwo tymczasowo przejął Taekwoon.
Wasza kwatera znowu była przy szpitalu, zatem w dzień i w nocy słychać było jęki rannych, płacz kobiet i dzieci, krzyki operowanych, dla których zabrakło już znieczulenia. Powstanie się dopalało.
Zniknęły wszystkie zasady, do tej pory staraliście się ukrywać swoje uczucia, teraz każdy był tak zmęczony, że straciło to znaczenie. Spaliście wszyscy razem, jedliście razem, każdą wolną chwilę spędzaliście razem. Wszyscy potrzebowaliście tej pewności, że jest jeszcze ktoś, kto przetrwał.
Tego poranka coś było inaczej, ostrzał wyjątkowo przybrał na sile, spadło dwa razy tyle bomb co do tej pory. Dotarła do was wiadomość, że w sąsiedniej dzielnicy wygarniają cywili z piwnic i zabijają na podwórkach. Ktoś na górze musiał w końcu zareagować.
- Będzie zawieszenie broni. Tych, którzy nie biorą udziału w walkach mamy ewakuować z miasta - wydyszała Soorin, wbiegając do waszej kwatery.
To mogło oznaczać, że dowódcy powstania rozważali kapitulację... Nie chciałaś w ten sposób o tym myśleć.
- Ile mamy czasu? - spytałaś.
- Sześć godzin, żeby wyprowadzić wszystkich.
Nie mogliście zmarnować ani minuty. Do twoich zadań należało sprawdzenie okolicznych piwnic i poinformowanie jak największej ilości osób o możliwości opuszczenia miasta.
Hongbin znowu złapał cię przy drzwiach.
- Jest jeszcze gorzej niż było, musisz mieć oczy dookoła głowy - powiedział tylko.
- Wiem. Nie wychodźcie stąd dopóki nie wrócimy - poprosiłaś.
Zamiast odpowiedzieć, chłopak wziął twoją twarz w obie dłonie i delikatnie cię pocałował. Nie tak wyobrażałaś sobie pierwszy w życiu pocałunek. Miało być spokojnie i bajkowo, najlepiej na malowniczej plaży albo w mroźny zimowy wieczór. Życie zafundowało ci krew, kurz i strach o przyszłość.
Musiałaś brać to, co oferował ci los. Odwzajemniłaś pocałunek.
- Niedługo wrócę - wymknęłaś sie z jego ramion i zniknęłaś w dymie pożarów i pyle burzonych domów.
***
- Szybciej, to ostatni kwadrans! - Hakyeon stał na kupie gruzu i ręką nieuwięzioną na temblaku wymachiwał w stronę kłębiącego się tłumu.
Cisza dookoła, bez strzałów i świstu bomb wydawała sie aż dziwna. Razem z cywilami staraliście się przemycić część swoich rannych oraz tych powstańców, którzy z jakichś powodów nie daliby rady dalej walczyć.
Nawet nie pomyślałaś o tym, żeby opuścić miasto. Po czymś takim nie mogłabyś już więcej spojrzeć na swoją twarz w lustrze.
- Dziesięć minut!!
Powstańców łatwo było rozpoznać. Wyglądali jeszcze gorzej niż cywile.
Jakiś chłopak miał w rękawie broń, to aż za bardzo rzucało sie w oczy. Właśnie miałaś wskazać go stojącemu obok ciebie Taekwoonowi, kiedy pistolet znienacka sam wystrzelił.
Na moment ucichł nawet bezładny tupot kroków na kamieniach. Po tej chwili wahania wróg najwyraźniej uznał, iż złamaliście umowę o zawieszeniu broni.
Zaczęli strzelać do tłumu.
Padały kobiety z małymi dziećmi, padali starcy. W powietrzu rozniósł się zapach krwi i spalenizny.
Odpowiedzieliście ogniem, nie było innego wyjścia. Sanitariuszki z waszych szeregów rzuciły się na pomoc rannym.
Miałaś do przebiegnięcia może 25 metrów między twoim oddziałem a spanikowanym tłumem. Jeszcze tylko 15, 10...
Poczułaś ostre szarpnięcie, zwolniłaś. Spojrzałaś w dół. Na twojej klatce piersiowej i brzuchu rozkwitły trzy rubionowe kwiaty. Zatrzymałaś się i jak w zwolnionym tempie odwróciłaś w stronę, z której przybiegłaś.
Poszukałaś go wzrokiem, dwie kolejne kule przeszyły twoje plecy.
- ______!!! - jego krzyk rozdarł powietrze bardziej, niż miliony pocisków.
Jaehwan i Sanghyuk trzymali go, ale wyrywał się, chciał biec do ciebie. Chciałaś mu powiedzieć, żeby został tam, gdzie jest. Chciałaś, żeby cię przytulił, ochronił przed tym, co się działo. Chciałaś, by żył.
Upadłaś, czując na ustach smak własnej krwi.
- Hongbinnie - szepnęłaś, zamykając oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz